Polski Hydraulik wrócił do domu

 

Narobił sporo zamieszania w europejskich sferach gospodarczych i politycznych, a w końcu stał bohaterem kampanii reklamowej promującej kraj nad Wisłą.

Posługując się zdjęciem przystojnego mistrza i zachowanymi na rurach odciskami jego klucza, nomen omen francuskiego, próbowaliśmy odnaleźć sławnego w Europie fachowca.

Nie było to zadanie łatwe. Nie znaliśmy jego imienia ani nazwiska, wiedzieliśmy tylko, że pochodzi z Podlasia i jest niezłym fachowcem.  Szukaliśmy przede wszystkim we Francji, gdzie jak nam mówiono, posługiwał się imieniem Francois, co uznaliśmy jednak za przejaw francuskiej megalomanii. Szukaliśmy i w krajach ościennych, podjęliśmy, fałszywy jak się okazało, trop wiodący do Nowej Kaledonii – nadaremno. Nasz polski bohater przepadł jak mutra w mętną wodę, nikt w Europie nie słyszał już o polskim hydrauliku.

I wreszcie pomógł przypadek. Sprzedawca KAN rozpoznał go, gdy robił zakupy. Być może nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby nie to, że klient zachowywał się podczas zakupów dość nietypowo – bez przerwy się dziwił. „To wy macie takie rury?” „Takich złączek to jeszcze nie widziałem”. „Tylko dwa trzydzieści za metr?!”.

Nie do wiary, słynny Polski Hydraulik z Francji zaopatruje się w KAN-ie! Nie przepycha kanalizacji w jakimś zatęchłym chateau, nie montuje rurek gdzieś w Prowansji, tylko buduje polskie instalacje na polskiej ziemi a wynagrodzenie bierze w polskiej walucie!

Szybko skontaktowaliśmy się z tym międzynarodowym bohaterem zaciskarki i giętarki.

Okazało się, że Polski Hydraulik ma na imię Franciszek, od pół roku mieszka w Supraślu i, jak się okazało, szybko odnalazł się w polskiej rzeczywistości instalacyjnej. 

Gdy decydował się na wyjazd do Francji wiedział, że jest dobrze przygotowany do wyzwań stawianych na budowach w Bordeaux, Amiens czy w Marsylii. Jego atutem były wrodzone zdolności, spryt, doświadczenie a także fachowa wiedza, zdobyta na różnych szkoleniach, głównie organizowanych przez białostocką firmę KAN. Problemy językowe nadrabiał doskonałą mową ciała. We Francji był doceniany, dobrze wynagradzany, wreszcie stał się popularny. Nie przewidział jednak, że zmora kryzysu dosięgnie i tę krainę szampana oraz spleśniałych serów,  a francuscy hydraulicy zaczną krzywym okiem patrzeć na konkurencję ze Wschodu. Dlatego postanowił wrócić do rodzinnego kraju, który na ekonomicznych mapach Europy wciąż wyróżniał się zielonym kolorem.

Zaprosiliśmy Pana Franciszka do siedziby naszej firmy na Zdrojowej, aby podzielił się wrażeniami z nowej-starej rzeczywistości. Oto relacja z tego spotkania.

Panie Franciszku, wiemy już, że przed wyjazdem do Francji był Pan w naszym regionie cenionym instalatorem, preferującym, jak wiemy, systemy instalacyjne KAN-therm i aktywnie uczestniczącym w szkoleniach organizowanych przez KAN. W kraju jest Pan, co nas bardzo cieszy, od kilku miesięcy i jak wiemy, wznowił już Pan działalność. Z pewnością zdążył się już Pan zapoznać z sytuacją na krajowym rynku instalacyjnym. Przyjmując, że francuski etap w Pana karierze jest zamknięty, dziś chcemy zapytać, jakie tutaj dostrzegł Pan zmiany, na przykład, które z nowości KAN w skali tych kilku lat zwróciły Pana uwagę?  

- Już przy pierwszym kontakcie przeżyłem szok. Chciałem zakupić trochę materiałów, udałem się więc na Zdrojową i, sacrebleu! … zgłupiałem. Nowe hale ciągną się po horyzont, biurowiec błyszczy się jak na Le Defense w Paryżu, chodniczki, trawniczki, jednym słowem, Francja elegancja. Szukam działu sprzedaży, pytam się o pana Waldka a tam jakiś dowcipniś mówi mi, że Waldek jest na „cargo” czyli na ulicy Warsztatowej i tam wydaje towar. Co było robić, udałem się tam, no i dalej wiecie, zostałem rozpoznany. W sumie trochę się temu dziwię, bo przecież we Francji, ze względów marketingowych, zmieniłem kolor włosów na blond, bardziej pasujący do image’u polskiego hydraulika. 

 

Tuż przed Pana wyjazdem na zachód KAN wprowadził, co było zaskoczeniem dla konkurencji a ucieszyło wielu instalatorów, system rur i złączek zgrzewanych z polipropylenu. To była mała rewolucja, także dla niektórych pracowników KAN. Jak dzisiaj postrzega Pan ten system? 

- Przed wyjazdem zdążyłem jeszcze przeszkolić się w tym nowym systemie. Pamiętam, były tylko trzy podstawowe rodzaje rur i okrojony zakres rur stabilizowanych. Teraz patrzę, aż sześć a w wśród nich te „szklane”, jak one się nazywają - chyba Glass? No właśnie, moi koledzy bardzo je sobie chwalą, bo niedrogie, ale przede wszystkim nie trzeba ich temperować, tak jak zwykłe rury Stabi. A to przecież oznacza oszczędność czasu. Tam, gdzie ostatnio pracowałem, czas liczył się najbardziej, bo był najdroższy.

Widzę też, że wreszcie KAN wprowadził grzybkowe zawory z polipropylenu. Jestem ich zwolennikiem, bo są niezawodne, w każdej chwili można je naprawić wymieniając uszczelkę. Teraz namawiałbym też firmę na wprowadzenie bardzo przydatnych w niektórych sytuacjach złączek siodełkowych.

 

Panie Franku, system z polipropylenu to wiekowo przedszkolak w rodzinie KAN-therm. Wiemy, że był pan wyznawcą nasuwanego pierścienia, czyli najstarszego w familii KAN-therm systemu Push. O instalacjach wykonanych przez Pana w tym systemie do dziś krążą legendy, był Pan jednym z pierwszych, który zastosował ten system w praktyce.  Czy dziś to ten sam system?    

- Rzeczywiście, od mojego wyjazdu sporo się zmieniło. Przyznam się, że KAN zaskoczył mnie rurą Platinum dla połączeń z nasuwanym pierścieniem. Przez wiele lat pracując w tym systemie niejednokrotnie myślałem, że dobrze byłoby zebrać w jedno: zalety techniki Push z walorami rur wielowarstwowych. Wracam, a tu proszę, system Push Platinum na mnie czeka. Dobrym krokiem było też zunifikowanie rur i pierścieni zaciskowych. Jestem też pod wrażeniem nowoczesnych i wygodnych narzędzi dla tej techniki połączeń.

 

Skoro jesteśmy przy rurach wielowarstwowych, może zdradzi nam Pan, czym zaskoczył Pana drugi z kolei system zaciskowy – KAN-therm Press. Chyba przyzna Pan, że tu także zaszły ważne zmiany?

- Odpowiem pewną historyjkę. Jakieś rok temu pracowałem w Strasburgu. Po materiał jeździłem do niemieckiego baumarketu po drugiej stronie granicy. A tam patrzę – dziwnie znajomo wyglądające złączki. Dziwnie, bo z takimi kolorowymi pierścieniami. Przyglądam się dokładniej i nie wierzę własnym oczom, toż to złączki z Polski, z Kleosina! Ponieważ opanowałem już w stopniu komunikatywnym języki, także niemiecki, pytam co i jak. I wiecie co? – szczęka mi opadła. Takich złączek jeszcze w życiu nie widziałem. Okazało się, że są wszystkomające: mają funkcję kontrolowanego wycieku, kolorowe pierścienie identyfikacyjne, są uniwersalne dla różnych narzędzi, można je stosować do różnych typów rur. I co najważniejsze, nie pozwalają popełnić błędu w trakcie zaciskania. Co tu dużo mówić, złączki Press LBP rzuciły inne europejskie złączki tego typu na kolana. Mon dieu, jakże ja byłem dumny, że oto złączki z Podlasia zdobywają europejskie rynki.

To był jeden z sygnałów, że pora pakować narzędzia i wracać do kraju. Jeśli tam wytwarza się tak innowacyjne produkty, to znaczy, że są potrzebne, czyli jednak dużo się buduje i remontuje. Po kilku miesiącach zebrałem więc manatki i wróciłem do Supraśla.   

Gdy Pan wyjeżdżał, stalowe systemy zaprasowywane KAN-therm Steel i Inox zdobywały rynek. Czy Pan wie, że podczas Pana nieobecności z rur i złączek KAN-therm Inox zbudowano instalacje najbardziej prestiżowej inwestycji ostatnich lat – Stadionu Narodowego w Warszawie?

- Szkoda, że mnie przy tym nie było, ale cieszę się, że moja ulubiona firma może wykazać się takim sukcesem.

Zanim wyjechałem, najbardziej uderzał mnie w systemie Steel brak pośredniej średnicy między 54 a 76. A teraz – otwieram katalog, a tam są nawet dwie takie średnice!. Dopiero później zauważyłem, że docelową jest jednak średnica 66,7 mm. Jeśli już jestem przy średnicach – zauważyłem, że w systemie Inox doszły dwa nowe, duże rozmiary: 139 i 168 mm. Widać też, że pojawiły się nowe kształtki i narzędzia, jednym słowem, systemy stalowe ciągle się rozwijają. 

I wreszcie system ogrzewania podłogowego. Tutaj na pewno zauważył Pan sporo zmian i nowości.

- Tam gdzie ostatnio pracowałem, montuje się dużo różnych systemów ogrzewania i chłodzenia podłogowego i ściennego, mogę więc porównać je z aktualną ofertą KAN. Rzeczywiście, pojawiło się sporo nowoczesnych elementów, zwłaszcza w zakresie automatyki. Podoba mi się ta nowa linia listew i termostatów Premium. Bardzo interesująco prezentuje się też automatyka radiowa – to przyszłość systemów podłogowych.

Muszę jednak przyznać, że najbardziej zaskoczyły mnie te niebieskie rury do podłogówki Blue Floor, zwłaszcza, gdy dowiedziałem się, że produkowane są tutaj, w fabryce KAN. Gdyby tylko ta nazwa była bardziej swojska. Rozumiem, marketing, chociaż… futurolodzy twierdzą, że w całkiem nieodległej przyszłości wraz z chińskim i hiszpańskim polski będzie oficjalnym językiem naszej części świata. Wyobraźcie to sobie - angielski hydraulik w hurtowni w Glasgow zamawia 500 metrów rury KAN-term Błękitna Wężownica i 20 trójników KAN-term Nasuń i Zapomnij!

 

Planuje Pan jeszcze zawodowy wypad na budowy Europy?

- Dobry hydraulik zawsze znajdzie robotę , czy to będzie Warszawa lub Mońki, czy Paryż albo Wyspy Owcze. Jednak czas pomyśleć o stabilizacji, muszę wreszcie założyć rodzinę a we Francji czy nad Renem dobrej żony to ja nie znajdę. Już sobie tu jedną upatrzyłem, pracuje w Kanie, muszę tylko sprawdzić, czy jest wolna.

 

Tekst Piotr Bertram KAN

 

Słowniczek

 

Polski hydraulik (fr. plombier polonais) - mityczny fachowiec z Polski, który krążył po Europie (zwłaszcza Francji), siejąc trwogę i zazdrość. Ostatnio, jak się okazało, mieszka w Supraślu.

sacrebleu (fr.) psiakrew -  eleganckie przekleństwo, które prawdopodobnie za sprawą pana Franka, już zaczyna w światku instalatorskim wypierać nasze rodzime „brzydkie wyrazy”.

Mon dieu (fr.) – przeciwieństwo słowa sacrebleu 

chateau (fr.) - zamek. Jak wiadomo we Francji jest dużo zamków. Często są one w kiepskim stanie, więc budowlańcy, w tym hydraulicy, mają co w nich robić.